Gdzie zjeść w Brukseli jest pyszne? Wt’ Spinnekopte: Ten zakład oferuje swoim gościom degustację belgijskiego piwa z belgijskimi przekąskami. Ponadto możesz cieszyć się królikiem duszonym w piwie lub gulaszem z warzywami. Comme Chez Soi: w tej nagrodzonej gwiazdką przewodnika Michelin restauracji można delektować się kulinarnymi
Lubicie kulinarnie zwiedzać świat? Nasza podróż przez Łotwę była niezwykle smakowita. Odwiedziliśmy kilka miejsc i restauracji, które z czystym sumieniem możemy i Wam polecić. To gdzie zjeść na Łotwie? Gdzie zjeść w Rydze? Hercogs Mezaparks Mieszcząca się przy Kokneses prospekts 13A restauracja Hercogs to najlepsze miejsce, w którym jedliśmy podczas naszej podróży. Lokal jest pięknie urządzony, a obsługa perfekcyjnie opiekuje się swoimi gośćmi. Na przystawkę zamówiliśmy smaczną bruchettę zapiekaną z serem oraz warzywami. Na mniejszy głód możemy polecić sałatkę z krewetkami w sosie mango, a na większy – wyborne policzki wołowe, które dosłownie rozpływały się w ustach. Idealnym zwieńczeniem tego pysznego posiłku był deser, czyli czekoladowy fondant z lodami. Niebo w gębie! W Hercogs dzieci mają swoje własne menu, a także kącik zabaw. Annas Dārzs Położony niedaleko Dźwiny lokal Annas Dārzs przy Mūkusalas iela 44 to świetne miejsce na szybki lunch w Rydze. Wnętrze jest pięknie urządzone, ale równie przyjemnie jest w tutejszym ogródku. Karta menu jest zmienna, do wyboru na lunch mamy zawsze kilka dań w przystępnych cenach. My akurat trafiliśmy na wątróbki w sosie z pieczonymi ziemniakami oraz szaszłyki z kurczaka podawane z kuskusem. W Annas Dārzs zjemy smaczny posiłek w miłej atmosferze. Lunch podawany jest od 11:30 do 15:30. Gdzie zjeść w Cesis? Vinetas un Allas Kārumlāde Na dobry początek dnia zajrzycie do Vinetas un Allas Kārumlāde, niewielkiego lokalu mieszczącego się przy Rīgas iela 12. To piekarnia połączona z kawiarnią, a zjecie tu sycące śniadanie w dobrej cenie. Zamawiamy omlety: z serem oraz szynką oraz z tuńczykiem. Zapiekane w piecu omlety podawane są w towarzystwie świeżego pieczywa oraz sałatki. Serwują tu również pyszną kawę, można zakupić też słone lub słodkie wypieki na drogę. W porze lunchu zjeść można tutaj także zupę czy sałatki. Zaļa Zāle W Zaļa Zāle przy Rīgas iela 25 serwują bardzo dobre burgery. Stoliki znajdują się wyłącznie na zewnątrz, w środku znajduje się tylko bar. Zamiast klasycznej bułki mięso z dodatkami podawane jest w pieczywie typu ciabatta. Do wyboru mamy sześć kompozycji smakowych, a w ramach dodatku zamówić możemy pokaźne wiaderko frytek. Są też miniburgery dla dzieci! Kafe PRIEDE Znajdująca się przy Rīgas iela 27 Kafe PRIEDE to dobre miejsce na lunch. W menu znajdziecie kilka ciekawych pozycji. My po sycącym śniadaniu zdecydowaliśmy się na lekki posiłek i zamówiliśmy zupę brokułową z panierowanym serem, placki ziemniaczane oraz miskę dobroci, w której znalazły się warzywa czy hummus. Nie mogliśmy natomiast odmówić sobie kawy oraz deseru w postaci marcepanowego ciasta. Było tak pyszne, że zniknęło z talerza zanim zdążyliśmy nacisnąć spust migawki. Musicie uwierzyć nam na słowo! Cafe 2Locals Cafe 2Locals mieści się przy Rīgas iela 24a. Najlepiej wybrać się tutaj na późny obiad lub kolację. Lokal dysponuje niewielką salą, ale też ogródkiem, z którego podziwiać możemy widok na miejski plac o wdzięcznej nazwie Pole Róży (Rožu laukums). Na przystawkę zamawiamy marynowaną makrelę w towarzystwie cebulki, marynowanych grzybków, kaparów oraz ziołowego twarożku. To było tak pyszne, że zniknęło z talerza w oka mgnieniu. I jedynie zaostrzyło nasz apetyt. Zamawiając dania główne postawiliśmy na klasykę. Na jednym talerzu wylądował sporych rozmiarów burger wołowy z frytkami, na drugim łosoś w towarzystwie pieczonych warzyw. Delikatna, maślana bułka świetnie komponowała się z odpowiednio wysmażonym mięsem oraz pysznymi dodatkami. Soczysty łosoś rozpływał się w ustach, a warzywa znakomicie dopełniały smak. Palce lizać! W menu znajdziemy również dania dla najmłodszych. Ala skusiła się na makaron z kawałkami kurczaka w sosie pomidorowym. Jak widać, wszyscy lubimy klasykę. Warto dodać, że w lokalu znajdziemy kilka zabawek oraz gry planszowe, którą mogą umilić dzieciom czas oczekiwania na posiłek. Gdzie zjeść na Łotwie. Mapa Planujecie rodzinną podróż na Łotwę? Zobaczcie, jakie ciekawe miejsca warto odwiedzić w Parku Narodowym Gauja. Polecamy również atrakcje dla dzieci w Rydze. Łotwę odwiedziliśmy na zaproszenie Magnetic Latvia, łotewskiej organizacji turystycznej.
Tsambikos to rodzinna tawerna, w której zjecie naprawdę smacznie i niedrogo. Znajduje się ona niedaleko skrzyżowania drogi głównej Rodos-Lindos z drogą prowadząca do 7 źródeł. Ceny za posiłek od osoby od 10 do 15 euro. Tuz obok jest tawerna Anthula, gdzie również można zjeść smacznie i niedrogo.
Spis treściPOMNIK WOLNOŚCI, ESPLANADE, SOBÓR NARODZENIA PAŃSKIEGO…BOAT TOUR PO RYDZE…RYGA – STARÓWKAGDZIE JEŚĆ?GDZIE MIESZKAĆ?Podobne wpisy Majówka. Podobno kolejka na Kasprowym ciągnie się w nieskończoność, podobno tłumy na Krupówkach i na Mazurach, nawet w Bieszczadach zamiast ciszę i spokój znajdzie tłok. A może by tak na następną majówkę lub inny, równie popularny, długi weekend, wybrać kierunek inny niż wszyscy? Oryginalny, niestandardowy, nieznany, a jednak na tyle bliski, że można tam wyskoczyć ot tak na 2-5 dni??? A może by tak na Łotwę??? Co tak naprawdę wiecie o Łotwie?? Że jeden z krajów nadbałtyckich, zwykle wymieniana jednym tchem z Litwą i Estonią, że stolica w Rydze, że kiedyś ZSRR i co dalej??? A co tam zobaczyć? Co jedzą? Z czego słyną? Z tym już gorzej! My też nie mieliśmy dużej wiedzy o Łotwie, dlatego zaproszenie od Latvia Travel od razu nas zaintrygowało! Jedźmy i dowiedzmy się coś więcej! W porównaniu do Polski, Łotwa jest malutka – jakieś 2 miliony mieszkańców, wśród których ponad 60% stanową Łotysze, ale jest też sporo Rosjan.. ponad 25%! Rosjan przesiedlano na teren Łotwy za czasów ZSRR i nawet dziś w niektórych regionach stanowią 40% ludności. Językiem urzędowym jest łotewski, pomimo, że mniejszość rosyjska walczyła, by również ich język został uznany językiem urzędowym. Po rosyjsku zwykle dobrze się dogadasz – idzie im to lepiej niż angielski, a co więcej, gdy słyszą polski, od razu idą w rosyjski jak nasz taksówkarz, który po kilku wspólnych minutach zaczął wspominać psa Szarika i Czterech Pancernych. Od stycznia 2014 roku obowiązującą na Łotwie walutą jest euro. Kilka ciekawostek o Łotwie (bo podobno Łotysze wiedzą o Polakach znacznie więcej niż Polacy o Łotyszach;) : 1)świętują niepodległość wkrótce po nas – odzyskali ją 18 listopada 1918 roku 2) stawiają na równouprawnienie – aż 41% managerów wyższego szczebla to kobiety, co daje im pod tym względem 2 miejsce na świecie!!! 3) z Łotwy pochodził amerykański malarz, Mark Rothko 4) w 2004 wstąpili do NATO i do UE 5) drugie “największe” miasto na Łotwie ma tylko 87 tys. mieszkańców – to Dyneburg (Daugavpils) 6) mają prawie 500 km wybrzeża – dokładnie 498 🙂 7)…. i aż 2 256 jezior! 8) są jednym z najbardziej multijęzykowych narodów Europy – 95% zna minimum 1 język poza ojczystym, a 55% zna minimum 2 języki poza ojczystym 9) 2,2% ludności stanowią Polacy Zwiedzanie najlepiej zacząć właśnie w Rydze, gdzie mieszka 1/3 mieszkańców Łotwy! Ryga. Nie wiedzieliśmy za bardzo czego się spodziewać. Liczyliśmy po cichu na mix Wilna i Tallina. Z jednej strony Tallin zachwycił nas swoją magią, tajemniczością, postindustrialnym klimatem, z drugiej strony miałam ochotę na ziemniaczaną litewską kuchnię i liczyłam, że na Łotwie będzie trochę podobnie. Ryga powitała nas słońcem, mocno wypoczynkowym klimatem, parkami, zielenią, przyjemną starówką i leniwym rejsem po centrum Rygi i po Dźwinie. POMNIK WOLNOŚCI, ESPLANADE, SOBÓR NARODZENIA PAŃSKIEGO… Zwiedzanie miasta najlepiej zacząć przy Pomniku Wolności – to najlepszy punkt orientacyjny! Pomnik wzniesiono w 1935 roku ku czci tych, którzy polegli w walce o łotewską niepodległość w latach 1918-1920. Stanął w miejscu, gdzie kiedyś stał pomnik cara Piotra czasach ZSRR, władze chciały wysadzić pomnik, ale w końcu został na swoim miejscu, tylko w ramach przeciwwagi dobudowano na drugim końcu bulwaru pomnik Lenina – na szczęście jego dziś już nie ma (został zburzony w 1991), a ten symbolizuje niezależność, niepodległość i jedność Łotwy. Większość atrakcji Rygi bez problemu obejdziecie pieszo, ewentualnie można skorzystać z rejsu łódką czy z dwupiętrowego autobusu. Tuż obok Pomnika Wolności znajdziecie jedną z głównych ulic Starego Miasta, przyjemny park z kanałem, po którym pływają wspomniane wyżej łódki, a kawałek dalej traficie na park Esplanade z imponującym Soborem Narodzenia Pańskiego. Katedra została zbudowana pod koniec XIX wieku – początkowo prawosławna, w czasach I wojny światowej przekształtowana na zbór luterański, by znów w 1921 roku stać się ważnym miejscem dla prawosławnych. W latach 60. władze ZSRR zamknęły cerkiew, a w jej wnętrzach urządzono planetarium!!! Na szczęście ponownie otworzono ją już w niepodległej Łotwie, w 1991r. Dziś to największa prawosławna katedra w krajach nadbałtyckich – od razu przyciąga wzrok mieniąca się złota kopuła, warto zajrzeć do środka wypełnionego złotem i prawosławnymi ikonami. Sobór otacza przyjemny park – jeśli podróżujecie z dzieckiem, obowiązkowo – plac zabaw i trampoliny 🙂 BOAT TOUR PO RYDZE… Spod Pomnika Wolności można ruszyć albo na eksplorowania Starówki albo wybrać się na rejs łódką, która najpierw płynie niewielkim kanałem przez park w centrum miasta, a potem wypływa na Dźwinę. Rejs trwa około godziny, trochę kosztuje (18 euro za osobę dorosłą, dziecko gratis), ale rzeczywiście obwozi chętnych po wszystkich atrakcjach Rygi. U nas za rejsem oczywiście głosował Maks, więc w ramach atrakcji dla niego ruszyliśmy! Łódka jedzie baaaardzo wolno, więc spokojnie można wszystko zobaczyć. Na początek Opera Narodowa, trochę przyjemnych widoków na park, by potem przejechać tunelem i wyjechać tuż obok Centraltirgus, czyli hal targowych, które działają tu od 1930 roku. Ich historia jest dość niesamowita, bo zostały wybudowane całkiem gdzie indziej (pod Lipawą), w całkiem innym celu (jako hangary dla sterowców używanych podczas I Wojny Światowej). Po wojnie, w 1926 roku, zostały przeniesione do Rygi. W latach 30. były jednymi z największych i najbardziej nowoczesnych hal tego typu. Dziś jest tam 3000 stoisk z artykułami spożywczymi i lokalnymi przysmakami, codziennie przybywa do nich jakieś 80-100 tys. osób! Najpierw obejrzeliśmy hale z zewnątrz, z łódki, a w poniedziałkowy poranek zajrzeliśmy do środka. Co charakterystyczne, w każdej z nich jest coś innego – tu mięso, tam sery, tam owoce i warzywa, jeszcze w innej ryby. Nas najbardziej zaintrygowały punkty z pieczywem i kuchnią Uzbekistanu oraz wieeeeelka hala rybna! Takiego bogactwa ryb surowych i wędzonych u nas próżno szukać!!! Przechadzając się w okolicy hal, na pewno zauważycie w oddali budynek przypominający warszawski Pałac Kultury i Nauki – to Akademia Nauki Łotwy, wybudowana w latach 50., oczywiście w typowym wówczas stylu. Dalej statek wypływa na Dźwinę tuż obok prezentującego się całkiem malowniczo mostu kolejowego… na trasie widać nowoczesny budynek Biblioteki Narodowej Łotwy (wybudowany w 2014 r.), ale wzrok szczególnie przyciąga panorama Starówki wraz z Zamkiem Kawalerów Mieczowych, kiedyś główną siedzibą zakonu w Infantach – swego czasu rezydował w nim nawet Stefan Batory, a od 1995 r. zamek jest siedzibą prezydenta Łotwy i kilku muzeów. Na wysokości terminala promowego łódka zakręca, przepływa przez mały jacht club i znów znajdujemy się w malowniczym, zielonym parku… Po rejsie większość atrakcji mamy obejrzane z daleka – czas zobaczyć je z bliska. Ruszamy obowiązkowo na Stare Miasto. RYGA – STARÓWKA Stare Miasto w Rydze to punkt kluczowy – tu znajduje się najwięcej wartych zobaczenia zabytków – starówka wpisana jest na listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego UNESCO. Starówka nie jest tak magiczna i tajemnicza jak ta w Tallinie, momentami przypomina mi naszą, chociaż sporo tu charakterystycznych budynków z czerwonej cegły jak choćby wielka katedra czy kościół z wyróżniającą się w krajobrazie Rygi wieżą. Po starówce fajnie pochodzić zarówno w dzień, jak i wieczorem, gdy pustoszeje, a uliczki nabierają swojego klimatu. Idąc od Pomnika Wolności najpierw trafiamy na niewielki, ale pełen życia placyk Livu laukums. Jakaś kawiarnia, restauracja, gołębie, kramy z regionalnymi produktami. Dalej kierujemy się w stronę Kościoła Św. Piotra – najważniejszego kościoła w średniowiecznej Rydze, który działał już w 1209 roku. Na wieży znajduje się punkt widokowy, więc można się tam wdrapać i obejrzeć starówkę z góry. Niedaleko znajduje się również malowniczy Dom Bractwa Czarnogłowych, zbudowany w XIV wieku przez niemieckich kupców, zniszczony podczas II Wojny Światowej i odbudowany całkiem niedawno – pod koniec lat 90. Od 2012 roku to miejsce pracy prezydenta Łotwy z uwagi na prace renowacyjne na Zamku. Jednym z przyjemniejszych placów na Starym Mieście jest ten tuż obok protestanckiej Katedry (Dome Cathedral) z 1211 roku. Katedra to największy średniowieczny kościół w krajach nadbałtyckich, a na przeciwko znajdziecie Muzeum Sztuki (Art Museum “Riga Bourse”), które umiejscowiło się w dawnej siedzibie giełdy. Tutaj kawiarenki jeszcze nie wystawiły stolików na lato, ale już się szykują. Sporo ludzi, ktoś puszcza bańki, dzieci biegają, Maks też. Niedzielny relaks. Stamtąd niedaleko już do ceglanej Baszty Prochowej (Pulvertornis), która dziś stanowi część Muzeum Wojny. GDZIE JEŚĆ? Na starówce warto też zrobić przerwę od zwiedzania na obiad czy kolację w restauracji Niklavs. Przyjemne, nowoczesne miejsce z dwoma menu – z międzynarodowym i typowym, łotewskim. Gdy tu zajrzyjcie zobaczycie, że wiele potraw jest całkiem podobnych jak u nas. Są placki ziemniaczane (bardzo smaczne!), śledzie, zupa szczawiowa, trochę mięsa, golonka. Najbardziej rozczulają nas tradycyjne łotewskie napoje – kefir, rumianek i miętowa herbata. Prawie jak w domu!!! 🙂 Spróbujcie koniecznie smażonego śledzia z ziemniakami i twarożkiem! Pycha! A my ruszamy szukać tradycyjnie łotewskiej kuchni w regionie Łatgalia (Latgale)... już wiemy, że wiele potraw smakuje baaaardzo swojsko, zobaczymy co będzie dalej! 🙂 CDN… GDZIE MIESZKAĆ? Zapytacie: gdzie mieszkać? My mieszkaliśmy w Albert Hotel i byliśmy zadowoleni – dobra lokalizacja, kilka kroków od parku Esplanade, skąd już rzut beretem do Pomnika Wolności i starówki, smaczne i obfite śniadania i przyjemny bar na 10 piętrze z widokiem na Rygę.
Gdzie tanio zjeść w Toruniu? Miasto słynie z tutejszych dobrych restauracji, a ze znalezieniem tych, które karmią smacznie i tanio, nie będzie większego kłopotu. W dobrej cenie skosztujemy
Podróż z Wilna do Tallina mija szybko i przyjemnie. Przez większą część jazdy śpimy, budząc się tylko na chwilę podczas krótkiego postoju w Rydze. Do estońskiej stolicy docieramy ok. 7:30. Z uwagi na położenie Tallina (prawie na 60 stopniu szerokości geograficznej północnej) dopiero zaczyna świtać. Jest zimno, zatem postanawiamy zjeść śniadanie w dworcowej poczekalni. Gdybym chciał porównać oba dworce: wileński i talliński, to ocena tego pierwszego byłaby zdecydowanie gorsza. Po pierwsze: w Wilnie jest o wiele chłodniej, co wynika z niedogrzania budynku bądź kiepskiej izolacji termicznej. Po drugie: jest o wiele więcej pijaków i bezdomnych. Po trzecie: wizualnie talliński dworzec prezentuje się lepiej niż wileński. Oczekiwanie na przyjazd autokaru w tym miejscu to czysta przyjemność! Zjadamy śniadanie i wyruszamy na miasto. Swe pierwsze kroki kierujemy w stronę naszego hostelu, w którym spędzimy dwie noce. To Old Town Munkenhof Guesthouse. Jest co prawda oddalony od dworca autobusowego o kilka kilometrów, ale jego wielką zaletą jest bliskość centrum, a właściwie położenie w ścisłym centrum Starego Miasta (zaledwie 150 m od Placu Ratuszowego), a także stosunkowo niska cena noclegu (jak na lokalizację) – od €25 za pokój. Więcej o hostelu, który ma także niestety swoje wady, opowiem potem. Po prawie godzinnym spacerze po Tallinie w końcu docieramy do celu. Nie musimy nawet otwierać mapy. Tallin, jak i cała Estonia, szczyci się tym, że miejsc, w których można korzystać z Wi-Fi jest bez liku, zatem osoby przyzwyczajone do korzystania z internetu „na ulicy” będą zachwycone. Dzięki temu i my docieramy do miejsca noclegowego jak po sznurku. Ze względu na to, że zakwaterowanie jest możliwe dopiero od godzin popołudniowych, zostawiamy nasze wielkie plecaki i meldujemy się „na zaś”. Nie ma na co czekać. Czas wyruszyć na zwiedzanie! No właśnie… zwiedzanie w deszczu. To nas chyba dzisiaj czeka. W momencie, gdy przyjeżdżaliśmy do Tallina, było pochmurno, ale jeszcze nie padało. W miarę zbliżania się do hostelu kropel deszczu przybywało z każdą chwilą. Teraz pada na całego. Może nie leje rzęsiście, ale wystarczająco, aby uprzykrzyć spacer. My się jednak wody nie boimy i ruszamy czym prędzej przed siebie! Ale… zanim opowiem Wam co zwiedzamy, na początek parę zdań o estońskiej stolicy. Chcąc opowiedzieć całą historię Tallina, można by napisać książkę. Na przestrzeni wieków miastem władali Duńczycy, Kawalerowie Mieczowi, Szwedzi, Rosjanie… . W historii był nawet okres, że i Polacy (krótko, bo krótko, ale jednak sprawowali pieczę nad miastem). Tak samo jak włodarze grodu zmieniały się i jego nazwy. Dzisiejszy Tallin to dawna Lindanisa, Rewal, czy Rewel. Początki estońskiego ruchu narodowego, który „obudził” w mieszkańcach tego malutkiego kraju świadomość narodową, sięgają dopiero XIX w. Niepodległa Estonia to już XX w. Jako ciekawostkę można przywołać fakt, że pierwsza proklamacja niepodległości została ogłoszona 24 lutego 1918 r., a więc niecałe 9 miesięcy przed Polską, natomiast kolejna (po upadku Związku Radzieckiego) 20 sierpnia 1991 r. (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Ważną postacią dla Estończyków jest Kalevipoeg – mityczny osiłek, który ukształtował krajobraz dzisiejszej Estonii. Jeśli wierzyć legendzie, był on także budowniczym obecnego Tallina. No dobrze, ale skąd w ogóle wzięła się ta postać? Otóż Kalevipoeg to bohater estońskiego eposu narodowego o tym samym tytule. Jego autorem jest Friedrich Reinhold Kreutzwald – z wykształcenia lekarz. Dzieło, poza niewątpliwym wkładem w historię sztuki i literatury Estonii, stało się inspiracją do odrodzenia narodowego (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Zostawmy legendy, wróćmy do rzeczywistości. W 1997 r. tallińska starówka została wpisana na międzynarodową listę UNESCO, a w 2011 r. Tallin pełnił funkcję europejskiej stolicy kultury. Dziś miasto liczy ponad 400 tys. mieszkańców i posiada jedną z „najbardziej inteligentnych społeczności” świata. Po tym bardzo krótkim wstępie, można przystąpić do zwiedzania. Zapraszam na spacer po Tallinie! Z góry chciałbym Was przeprosić za jakość niektórych zdjęć, ale podczas wyjazdu mój aparat odmówił posłuszeństwa i musiałem posiłkować się telefonem komórkowym. To tyle tytułem dygresji 🙂 . Plac Ratuszowy w Tallinie Kierujemy się w stronę Placu Ratuszowego ulicą Vene. Jest klimat. To co od razu zwraca naszą uwagę, to brukowana nawierzchnia. Dla mnie, jako geologa, jest to wyznacznikiem autentyczności miasta. I nie chodzi mi tutaj o bruk podobny do tego z krakowskiego rynku (sprowadzony z Turcji, a który już się rozleciał), lecz taki z lokalnych materiałów (w tym przypadku ze skał przywleczonych przez lodowiec – głównie granitoidów). Raz, że pięknie wygląda, a dwa – wprowadza w dobry nastrój. W sezonie letnim uliczki tallińskiego Starego Miasta pełne są rozstawionych kawiarnianych stolików i krzeseł. W zimie jest tu pusto, zupełnie inaczej. Przyjeżdżając do estońskiej stolicy poza sezonem, musicie być także przygotowani na to, że nie zwiedzicie wielu atrakcji, gdyż duża część z nich jest zamykana na zimę. Coś za coś: mniej turystów, ale i mniej do zobaczenia. Wracając do naszego spaceru… . Po kilku minutach dochodzimy do Placu Ratuszowego – jednego z piękniejszych miejsc w mieście. O godzinie rano w deszczowy, niedzielny poranek, jest tutaj cicho i spokojnie. Swoją obecną nazwę Plac Ratuszowy zyskał niedawno, bo w 1923 r. Wcześniej zwano go rynkiem, bądź placem rynkowym. Nie wiem, czy Estończycy obraziliby się na to, gdyby ktoś nazwał go po staremu, ale wiem, że np. Krakusi mogliby poczuć się zniesmaczeni, gdyby ktoś Rynek Główny nazwał Starówką. To taki żartobliwy przerywnik 😉 . Talliński Plac Ratuszowy pełnił funkcję serca miasta. Odbywały się tu jarmarki, występy artystyczne, sądy i inna wszelkiego rodzaju działalność. Do dziś na placu wśród kostki brukowej można zobaczyć płaskie kamienne koło, będące pozostałością po średniowiecznym pręgierzu. W miejscu tym wymierzano karę winowajcom i stąd wyprowadzano poza mury miejskie skazanych na karę śmierci. Tylko raz wykonano egzekucję na Placu Ratuszowym. Spotkało to pewnego duchownego, który zabił służącą w karczmie za to, że… przygotowała mu niesmaczny posiłek. Miejsce wykonania wyroku znaczy dziś litera L, wyryta na kamiennym bruku placu (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). W okresie bożonarodzeniowym talliński Plac Ratuszowy wypełnia się straganami, na których można dostać wszystko to, co gdzie indziej w tym okresie. Można się również napić wyśmienicie przyprawionego grzańca. Na placu stoi choinka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że najprawdopodobniej Tallin był pierwszym europejskim miastem, który rozpoczął tradycję ubierania żywego bożonarodzeniowego drzewka. Stało się to już w 1441 r.! Jak bardzo estońska stolica wyprzedziła w tym aspekcie Europę Zachodnią niech świadczy fakt, że np. w Berlinie drzewko pojawiło się w 1780 r., a w Paryżu w 1865 r., że o Polsce nie wspomnę (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Podziwiamy Plac Ratuszowy, chowając się przed deszczem w podcieniach najważniejszej budowli, która się na nim znajduje – a jakże – ratusza! Nie sposób pomylić go z żadnym innym budynkiem w mieście. Jego charakterystyczna sylwetka jest jednym z symboli Tallina. Może i nie byłem w wielu miastach Europy, ale osobiście uważam go za jeden z najładniejszych ratuszy na kontynencie. Ratusz w Tallinie Początki tallińskiego magistratu sięgają XIV w. Jest to jedyna zachowana do dzisiaj gotycka siedziba rady miejskiej w Europie Północnej. Na przestrzeni wieków wygląd budowli ulegał znacznym zmianom. Od 1530 r. na ratuszowej wieży stoi wiatrowskaz w postaci figury miejskiego strażnika. Mieszkańcy nazwali go Vana Toomas (Stary Tomasz). Z biegiem lat stał się on jednym z symboli Tallina i bohaterem legend. Z kolei w 1672 r. ratusz ozdobiono rzygaczami w kształcie smoczych głów (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Jeśli chcecie zwiedzić talliński ratusz poza sezonem (od września do czerwca) musicie liczyć się z tym, że w celu wejścia do środka należy wcześniej zarezerwować wizytę telefonicznie bądź mailowo (raekoda@ Tak czy siak w okresie zimowym nie wejdziemy niestety na wieżę ratuszową i nie będziemy mogli podziwiać pięknych widoków na tallińską Starówkę z wysokości. Pozostaje obejść się smakiem. Nie jesteśmy smutni, gdyż o fakcie zamknięcia wieży wiedzieliśmy już wcześniej. Zastanawialiśmy się tylko, czy zamówić spacer po magistracie. Stwierdziliśmy jednak, że w mieście są ciekawsze miejsca do odkrywania i odpuściliśmy. Tym bardziej, że cena €5 za wstęp do najniższych nie należy. Zainteresowanych wnętrzami średniowiecznych ratuszy zachęcam jednak do zwiedzania. W tym momencie pozwolę sobie na krótką dygresję. Jeśli chcecie cieszyć się tallińskimi zabytkami w nieskrępowany sposób, mieć darmową komunikację miejską (od kilku lat mieszkańcy Tallina nie płacą za korzystanie z transportu publicznego) i zaoszczędzić pieniądze, weźcie pod rozwagę zakup karty Tallin Card. Na tej stronie internetowej możemy dodać interesujące nas miejsca do listy zwiedzania i sprawdzić, czy opłaca nam się ją kupować czy nie. Do wyboru mamy karty 24 h, 48 h i 72 h. Sądzę, że szczególnie w sezonie letnim, gdy dzień jest bardzo długi i więcej obiektów w Tallinie udostępnia się turystom, jej zakup będzie opłacalny. W zimie wg mnie nie ma takiej potrzeby. Deszcz nie ustaje, ale przecież nie przejechaliśmy tyle kilometrów, aby siedzieć w hostelu i patrzeć bez sensu w okno. Idziemy dalej – na wschód! Przechodzimy obok jednej z najciekawszych, a zarazem najdroższych restauracji w centrum miasta – Olde Hansa – w pobliżu której znajduje się budynek polskiej ambasady (z przepięknymi drewnianymi drzwiami – jednymi z najstarszych zachowanych w Tallinie). Ulicą Viru stopniowo oddalamy się od głównego placu miasta. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że ulica Viru należy do głównych deptaków Tallina. Prawie zawsze pełno tu turystów, więc osobom chcącym „zgubić się” w miejskich zakamarkach polecam boczne uliczki. Jeśli chcielibyście nabyć oryginalną pocztówkę z widokiem miasta, a nawet ją wysłać, zrobicie to właśnie tutaj. Idąc od Placu Ratuszowego, pocztę odnajdziecie po prawej stronie. Niedługo za nią znajduje się jedna z byłych głównych bram wejściowych do miasta – brama Viru. Jej historia sięga XIV stulecia. Mimo że do naszych czasów nie przetrwała w całości, to i tak, jak na swój wiek, prezentuje się nadzwyczaj okazale. W lecie tonie w zieleni, co sprawia, że wygląda wtedy jeszcze piękniej (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Brama Viru jest niejako granicą między starym Tallinem, a nowoczesną częścią miasta. Gdy ją przekroczymy, naszym oczom ukaże się nowoczesna stolica jednego z najbardziej zinformatyzowanych krajów Europy. Połączenie tradycji z nowoczesnością oraz natury z cywilizacją to coś, co w Estonii fascynuje. Dla nas, Polaków, ten mały kraj powinien być wzorem do naśladowania. Estończycy potrafią – dlaczego i my nie mielibyśmy umieć? No i znowu nie obyło się bez dygresji… 🙂 . Wybrzeże Morza Bałtyckiego, Tallin Po przekroczeniu bramy Viru przecinamy ruchliwe skrzyżowanie i w dalszym ciągu kierujemy się na wschód ulicą Narva maantee. Przed nami około dwuipółkilometrowy spacer wzdłuż alei, przy której rozrosła się nowoczesna architektura i centra handlowe. Po półgodzinnym spacerze w deszczu docieramy do wybrzeża Morza Bałtyckiego, a konkretnie – Zatoki Fińskiej. Listopadowy Bałtyk to coś zupełnie innego niż wakacyjne morze. Granitowe głazy ułożone na brzegu przypominają o sile lodowca, który napierał z północy, niszczył swoje podłoże i transportował wielkie eratyki na odległości kilkuset, a być może nawet tysięcy km. Wdychamy morskie powietrze. Jest cudownie. Przed chwilę spacerujemy wzdłuż wybrzeża. Jest to możliwe dzięki nadmorskiej alejce prowadzącej tuż przy linii brzegowej. Gdy napatrzyliśmy się na Bałtyk już wystarczająco, skręcamy na południe ku widocznemu z dala pomnikowi Rusałki. Pomnik Rusałki, Tallin Statua została postawiona na pamiątkę katastrofy carskiego pancernika „Rusałka”, który 7 września 1893 r. zatonął w czasie sztormu na Morzu Bałtyckim. Była to jedna z największych tragedii morskich na Bałtyku. Zginęli wszyscy, którzy znajdowali się na pokładzie: 12 oficerów oraz 165 marynarzy i podoficerów. Pomnik odsłonięto w 9 rocznicę tragedii. Przedstawia anioła stojącego na cokole i unoszącego krzyż, wskazując zarazem miejsce, gdzie wydarzyła się katastrofa. Na monumencie oraz otaczających go słupkach umieszczono nazwiska ofiar (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Aleja w pobliżu Kadriorgu, Tallin Spod pomnika udajemy się w kierunku jednego z ulubionych miejsc spacerowych mieszkańców Tallina – parku Kadriorg. Piękna zielona alejka prowadzi nas bezpośrednio przed najważniejszy budynek kompleksu – pałac Kadriorg. Pałac Kadriorg, Tallin Jego historia jest nieodłącznie związana z osobą cara Piotra I Wielkiego, który polecił, aby właśnie w tym miejscu wybudować swoją letnią rezydencję (wmurował nawet osobiście trzy cegły, które do dziś można podziwiać na północno-wschodnim rogu pałacu). Niestety sam nie dożył końca budowy, ale budynek wraz otaczającym go parkiem został nazwany na cześć jego żony „Kadriorg” (od Doliny Katarzyny). Dziś mieści się w nim Estońskie Muzeum Sztuki. Muzeów do zwiedzania jest tu zresztą co niemiara. Prócz wspomnianej wyżej placówki, w najbliższej okolicy możemy odwiedzić Dom – Muzeum Piotra I, czyli miejsce, w którym car spędzał swój czas podczas pobytu w ówczesnym Rewlu. Miłośników malarstwa może zainteresować Muzeum Johannesa Mikkela, a wielbicieli literatury Muzeum Eduarda Vilde i Tammsaare. Do najciekawszych muzeów sztuki w tej części Europy należy Kumu. Jak widzicie, park Kadriorg dla miłośników sztuki może stać się miejscem, w którym spędzą cały dzień, bo naprawdę jest tu co zwiedzać. Oczywiście jeśli taka tematyka nas interesuje. My mamy inne priorytety. Poprzestajemy na spacerze po parku. Tuż przy pałacu Kadriorg mijamy budynek Kancelarii Prezydenta Republiki Estonii. Idziemy dalej. Park Kadriorg, Tallin Spacerując wśród zieleni, natrafiamy na całkiem spore jezioro z wysepką, na której znajduje się niewielka altanka. To Łabędzi Staw liczący już sobie prawie 300 lat! Co prawda w kolorach wiosny, lata i jesieni park Kadriorg z pewnością prezentuje się piękniej, ale nie żałujemy naszego spaceru. Po wizycie na tallińskim Starym Mieście chcieliśmy poznać inne oblicze Tallina: ciche i spokojne. Czy nam się udało? Z pewnością tak! Estońska stolica ogólnie jest miastem, które nie przytłacza, ale mimo wszystko warto zajrzeć do dzielnicy Kadriorg, pospacerować parkowymi alejkami, przejść się wzdłuż brzegu morza… . Ale… czas powrócić na tallińską starówkę. Zatem – w drogę! Wędrówka po Kadriorgu tak nas wciągnęła, że… gubimy się. Co prawda pisałem, że WiFi w Tallinie jest prawie w każdym miejscu, ale akurat trafiamy na punkt, w którym go nie ma, zatem nie pozostaje nam nic innego, jak zapytać o drogę przypadkowych przechodniów. Język rosyjski się przydaje. W Tallinie dogadamy się w nim równie łatwo jak po angielsku. Rosjanie stanowią ponad 1/3 mieszkańców estońskiej stolicy, zatem jest to zrozumiałe. Dojście do centrum zajmuje nam ponownie około pół godziny. Po raz kolejny przechodzimy przez bramę Viru, a kilka minut później lądujemy na Placu Ratuszowym. Zgłodnieliśmy, więc rozglądamy się za tanią i dobrą restauracją. No właśnie… tania i dobra restauracja… . Czegoś takiego na Starym Mieście w Tallinie nie doświadczycie. Mało tego! Nie dość, że na pewno nie będzie tanio, to jeszcze nie ma gwarancji, że będzie smacznie. Jeżeli ceny najtańszej zupy wahają się w przedziale €5 – €9, to o czym my mówimy… . Zatem… nie będę Wam polecał żadnej knajpy w centrum. Zakładam, że nie chcecie drenować swoich portfeli, a jeśli koniecznie chcecie coś zjeść na Starówce, to skorzystacie z porad choćby Tripadvisora. Póki co nie stać nas na wydanie €6 na zwykłą zupę, którą sobie nawet nie pojemy. Gdzie zatem zjeść? Z pomocą przychodzi – a jakże – tallińskie WiFi i Tripadvisor, czyli nieodłączna para naszego pobytu w mieście. Natrafiamy na znajdującą się nieopodal Starego Miasta (dosłownie 10 minut drogi od Placu Ratuszowego) samoobsługową restaurację Lido. Za dwudaniowy obiad (solanka, pierogi z jagodami, 0,5 l kwasu chlebowego) płacimy ok. €7 – 8. Jeśli weźmiemy pod uwagę polskie ceny, możemy pomyśleć: drogo! Ale gdy zorientujemy się w cenach w Tallinie, stwierdzimy, że tak tanio i smacznie jak tutaj nie zjemy nigdzie indziej! Po posiłku postanawiamy odpocząć po trudach dwudniowej podróży i chwilkę się zdrzemnąć. Dwie noce pod rząd w autobusie zrobiły swoje. Organizm domaga się odpoczynku. W hostelu dopełniamy wszelkich formalności i urządzamy sobie popołudniową sjestę. Budzimy się około 3 godziny później. Mamy wystarczająco dużo energii, aby ruszyć na miasto jeszcze raz. Nie mamy zamiaru zwiedzać. Chcemy po prostu powłóczyć się po uliczkach starego Tallina. Ratusz w Tallinie W pobliskim sklepie robimy zakupy. Uwaga! W Estonii alkohol można kupić maksymalnie do godziny 22. Potem staje się to niemożliwe. Warto o tym pamiętać, jeśli chcemy zaoszczędzić i napić się czegoś we własnym gronie np. w hostelu, a nie w jednym z pubów, gdzie piwo kosztuje ponad €2. Mijamy Plac Ratuszowy, a następnie pniemy się w górę ku zamkowemu wzgórzu Toompea (opiszę je w kolejnych tekstach). Wieczorny Tallin urzeka swym pięknem. Jest zimno. Czuć chłodny powiew północy. Na szczęście pogoda lituje się nad nami – przestaje padać. Ulice powoli pustoszeją. Wstępujemy na mały dzban grzanego wina do ratuszowej piwnicy. Tallin kładzie się spać. Kładziemy się także i my. Jutro odkryjemy miasto na nowo. Galeria zdjęć z Wilna i Tallina do obejrzenia tutaj. Galeria zdjęć z poprzedniego wypadu do Tallina do obejrzenia tutaj.
Incognito Bar Restaurant - ul. Peowiaków 3, w lokalu oferowane są dania różnorodnych kuchni, w tym azjatyckiej i tajskiej oraz fusion, a także pizze, hamburgery i owoce morza, zakres cenowy: 8-80 zł; Takushi Sushi – ul. Pana Balcera 6A, restauracja proponująca typowe dania kuchni japońskiej, zakres cenowy: 10-169 zł; Gospoda Sielsko
Szklarska Poręba oferuje wiele lokalnych miejsc, w których można zjeść tanio i smacznie. Oto kilka z nich: 1. Restauracja „U Kowala” – ta restauracja oferuje tradycyjne dania kuchni polskiej w przystępnych cenach. Można tu zjeść smaczne dania z grilla, a także zamówić tradycyjne dania z kuchni polskiej. 2.
co zobaczyć w Tyrolu, gdzie dobrze i tanio zjeść, gdzie warto zatrzymać się na nocleg (gdzie znaleźć tani nocleg), gdzie warto stworzyć bazę wypadową do zwiedzania bliższej i dalszej okolicy. Dzisiejszy wpis będzie przewodnikiem w pigułce, adresowanym do osób, które odwiedzają Tyrol po raz pierwszy.
Bezpłatne punkty widokowe w Tallinie. Bezpłatne punkty widokowe w Tallinie to takie miejsca, gdzie żeby wejść nie trzeba płacić za wstęp do obiektu, ani zamawiać tam jedzenia, żeby móc napawać się widokiem. Tych miejsc jest zdecydowanie mniej niż tych płatnych, ale moim zdaniem część z nich jest o wiele lepsza od tych
do zaoferowania. Niesamowite budowle skrywa Małopolska, Śląsk czy Jura Krakowsko-Częstochowska. Zamki w Polsce - najciekawsze obiekty architektoniczne Zamki to chętnie odwiedzane atrakcje turystyczne szczególnie w okresie wakacyjnym. Nie ma w tym nic dziwnego - budowle fascynują zarówno. Gdzie na weekend w październiku?
Saiakang i Kościół Świętego Ducha w Tallinie. To naprawdę jest po prostu tylko wąska i urocza uliczka przeznaczona dla ruchu pieszego. Jest to miejsce, które warto zobaczyć w Tallinie, bo oddaje cały klimat tego miasta w jednym, małym obrazku. Znajdziesz tu uroczą kawiarnię i sklepik z wartościowym rękodziełem.
T9Uu2O. 1jj8bntlzi.pages.dev/61jj8bntlzi.pages.dev/321jj8bntlzi.pages.dev/431jj8bntlzi.pages.dev/801jj8bntlzi.pages.dev/51jj8bntlzi.pages.dev/371jj8bntlzi.pages.dev/811jj8bntlzi.pages.dev/56
gdzie zjeść w tallinie